Przez ostatnie osiem lat przeprowadzałam się dokładnie 7 razy. Niby wychodzi średnio prawie raz na rok, ale to nie tylko wrażenie, że rzeczy przybywa i z roku na rok jest coraz ciężej. Ale jeśli w jednym miejscu się człowiek zasiedzi prawie trzy lata… to sami wiecie.
I w sumie to co to jest spakować się, przewieźć i rozpakować. Wczoraj na przykład większość rzeczy spakowałam w godzinę. Ale tym razem przeprowadzka jest dla mnie szczególna, ale też wyjątkowo bardziej wyczerpująca.
Zacznijmy od tego, że po raz pierwszy w moim dorosłym życiu nie będę mieszkać z żadnymi ‚zbędnymi’ współlokatorami – tylko i wyłącznie z moim chłopakiem. Będziemy sami. W mieszkaniu prawie 50-metrowym <3
Ta sytuacja oczywiście ma swoje plusy i minusy – plusy są, rozumiem, oczywiste i nie muszę wspominać, że z radości będę biegać nago chyba przez miesiąc?
Poza tym wyobraźcie sobie, że wynajmujecie mieszkanie z człowiekiem, który zawsze mieszkał z rodzicami i nie musiał się o nic martwić. Ani o zawartość lodówki, ani o rachunki, ani o internet. Problem samego pakowania i logistycznego ogarniania wyraźnie też go przerastał.
Na szczęście – szybko się uczy nowych sztuczek.
Zastanawiacie się pewnie, co takiego wyczerpującego mogło być w tej przeprowadzce? Powiem Wam – REMONT. Malowanie ścian i sufitów, które trwało prawie dwa tygodnie (no dobra, dokładnie 10 dni plus wczoraj na przenoszenie rzeczy). Ciągły bród, pył, ciuchy ufajdane farbą – i to niekoniecznie te do tego przeznaczone, podłoga, której nie da się doczyścić (przy czym przy okazji straciłam większość paznokci prawej ręki – głupia, nie nauczyłam się jeszcze, żeby pewne rzeczy robić w rękawiczkach!)
Bywały i romantyczne chwile:
Potem nagle okazało się, że są na świecie dobrzy ludzie, którzy pomogą nam nosić ten dobytek, ale problem w tym, że dobytek leży i błaga, żeby go spakować. Udało mi się go ogarnąć w niewiele ponad godzinę. I następne chyba 4 dźwigania. Ostatecznie więc pokój się przeobraził mniej więcej tak:
No i ja mam teraz nadzieję, że w magiczny sposób te wory i pudła rozpakują się same, jak będę spać, ale to się chyba nie wydarzy, niestety. Ale przynajmniej mam gdzie spać. Tylko nie do końca wiem, gdzie są moje ubrania do pracy i znajduję same t-shirty z obciachowymi nadrukami.
P.S. Też tak macie, że z każdą przeprowadzką są niezbędne zakupy w Ikei, które was skutecznie rujnują i wypierają z resztek oszczędności?